U Iwony to nawet peeling jest nie jest normalny 😛 Tylko spokojnie, to jest akurat komplement 😀 Kwaśne cytryny to połączenie mydła potasowego, czyli takiego w kremie z klasycznym peelingiem. Taki zabieg ma szereg zalet, które zaraz Wam przedstawię. Zapraszam do recenzji.

INCI: SUCROSE, POTASSIUM SUNFLOWERATE, PRUNUS AMYGDALUS DULCIS OIL, KAOLIN CI77004, BUTYROSPERMUM PARKII SEED BUTTER, POLYSORBATE 80, CITRUS BERGAMIA PEEL OIL EXPRESSED, CITRUS AURANTIUM PEEL OIL EXPRESSED,CITRUS AURANTIFOLIA OIL, CITRUS RETICULATA PEEL OIL, TOCOPHERYL ACETATE, MICA (CI77019, CI77891), *LIMONENE, *LINALOOL, *CITRAL
*naturalny składnik olejku eterycznego
Cena regularna: 235 ml/ 33 PLN
Jak otwieram słoik to najpierw zmiata mnie intensywny, cytrynowy i lekko kwaskowaty zapach. Ja lubię takie klimaty 😀 Już Iwona ma jeden plusik na starcie.
No i mamy peeling, ale nie taki zwyczajny. Konsystencja jest trochę inna i nieznacznie twardsza od klasycznego cukrowego scrubu. Kwaśne cytryny są jakby bardziej zbite i czasami trzeba je wydrapać paluszkiem ze słoika, ale bez jakiejś tragedii. Jest to do zrobienia.

W składzie mamy mydło potasowe zrobione z naturalnych olejów takich jak słonecznikowy, migdałowy i masło shea. Mamy tu sporą dozę odżywienia, otulenia i nawilżenia. Za ścierniwo robi cukier trzcinowy, który jest dosyć gruboziarnisty i konkretnie zdziera martwe naskórki. Oczywiście moc działania regulujemy siłą nacisku. A fakt, że ten cukier znajduje się w mydle, a nie w samych tłuszczach sprawia, że jest on skutecznym scrubem, ale nie jest tak agresywny dla skóry. On po prostu robi robotę i wygładza ciało, ale nie czuć go za bardzo w użyciu, bo konsystencja produktu jest dosyć kremowa.
Peeling ten „trzyma się kupy”, więc po wyjęciu odrobiny na dłoń nie spływa, nie spada i nie ucieka. Po kontakcie z odrobiną wody mięknie i nabiera kremowej konsystencji. Polecam nabrać na rękę, trochę zmoczyć wodą i rozprowadzić w dłoniach, a dopiero potem wymasować tym ciało. Wtedy zminimalizujemy straty produktu i gotowa kremowa pianka będzie przyjemniejsza w dotyku niż szorstki cukier, taki na żywca. Ostrość kryształków cukru w tej formie kosmetyku ginie, ale nadal robi swoją robotę. Czyż to nie wspaniałe?

Ja peelingu używałam sporadycznie pod prysznicem, powiedzmy raz na tydzień może dwa… jak miałam potrzebę i/lub ochotę na niego. Plusem tego produktu jest to, że nie trzeba się już po nim myć. Bo to scrub i mydło w jednym, więc oczyszcza i wygładza skórę jednocześnie. Druga sprawa jest taka, że zawarty w nim emulgator pozwala zmyć nadmiar tłuszczu ze skóry, więc po kąpieli nie lepimy się i nie przyklejamy do samego siebie. Jednocześnie skóra jest odżywiona i nawilżona, miękka oraz gładka. Ja nie potrzebuję już używać balsamu ani musu do ciała, bo moje ciało dostało wszystkie niezbędne składniki odżywcze. To duża oszczędność czasu i pieniędzy, bo mamy kosmetyk 3w1 właściwie- myje, drapie i odżywia.
Komu potrzeba więcej?
Słoiczek wystarczył mi na około trzy miesiące okazjonalnego drapania się i wygładzania. Ze względu na wspaniały zapach nie żałowałam sobie tego peelingu i używałam w lekkim nadmiarze 😀 Ale jaki sens ma żałowanie i odmawianie sobie przyjemności? Jedno mamy życie, korzystajmy z niego ile wlezie!

Kwaśne cytryny zawładnęły moim twardym sercem i szorstką powierzchownością 😛 Uwielbiam ten zapach, kremowość i średnią, ale skuteczną moc drapiąco-wygładzającą. To dobry produkt dla facetów i ludzi co nie lubią się smarować oraz siedzieć godzinami w łazience. Jedno mycie załatwia wszystkie potrzeby ciała, a nawet trochę tych duchowych. Bo nic tak nie nastraja bojowo na dzień dobry jak zimny prysznic i potężna dawka cytrusów.
A teraz idźcie, kupujcie, myjcie się tymi cytrynami z rana i podbijajcie świat.
Ja chyba zaraz też zamówię drugi słoik tego peelingu.
TOP 10, oczywiście. Iwonka, to jest nie tylko klasyka, ale też klasa 🙂