Współprace, bartery, afiliacje- z czym to się je i czy nie staje ością w gardle?

Trzeci rok działalności mojego bloga zaczął się z przytupem, bo nagle zostałam ambasadorką marki kosmetycznej O!Figa. Jest mi niezmiernie miło dołączyć do grona cudownych dziewczyn czyli #ofigirls i zacząć nową nieznaną ścieżkę w mojej blogowej karierze. Bo nie wiem czy wiecie, ale do tej pory robiłam wszystko sama oraz wszystkie testowane produkty i fanty konkursowe kupowałam z własnych pieniędzy. Jestem mega ciekawa jak to jest być po tej drugiej stronie lustra i czekam z niecierpliwością na to co przyniesie przyszłość. A markę O!Figa znam od dawna i używałam już ich produktów, to jest klasa 🙂

Temat współprac blogerek, influencerek, youtuberek i innych twórców z markami jest tematem rzeką. Jako blogerka nie miałam jeszcze okazji współpracować z żadną marką- nawet nie brałam nigdy udziału w barterze. Raz tylko przypadkiem wysępiłam mydło potasowe Mandaryna u Iwony z Blank, bo akurat nie było go w sklepie i Iwonka dorzuciła mi je do zakupów, tak spod lady, za co bardzo dziękuję! Oczywiście chciałam jej za to oddać pieniądze, ale kategorycznie odmówiła i stwierdziła, że to prezent dla stałego klienta. To bardzo miłe z jej strony 🙂

Z perspektywy blogerskiej nie miałam też okazji spróbować barteru, bo sądziłam, że moje konto jest zbyt małe, by jakaś firma chciała zainwestować we mnie swój czas i pieniądze. A przede wszystkim głupio mi było wypisywać po wszystkich prośby o darmowe produkty- przecież jestem dorosłą kobietą, pracuję, zarabiam i co potrzebuję to kupuję. Zresztą skórę mam tylko jedną, twarz też i fizycznie nie mam możliwości rzetelnie przetestować miliona rzeczy na raz. Bądźmy poważni, nie rzucam się na konkursy i darmowe fanty, kiedy moje pudełko z zapasami jest pełne po brzegi. To nie moja bajka.

Zresztą konkursy lubię organizować i robię to cyklicznie, bo chciałabym nagrodzić moich czytelników i wysłać komuś paczkę kosmetyków w prezencie. Chyba od zawsze wolałam obdarowywać i patrzeć jak ktoś się cieszy z otrzymanego prezentu niż dostawać. Dlatego jaram się mocno i ekscytuję, bo teraz mam okazję być tą obdarowaną stroną. Czekam na paczkę od O!Figa jak na świętego Mikołaja 😛

Jak już jesteśmy w temacie ambasadorstwa to przycupnijmy tu na chwilkę. Może na początek Wam opowiem jak to się stało, że się udało?

Jakiś czas temu śmignęło mi na Instagramie info o tym, że marka kosmetyczna O!Figa szuka ambasadorek. Nie był to pierwszy post tego typu, bo często ktoś kogoś szuka do współpracy. Jednak tutaj zatrzymałam się na chwilę. Akurat miałam tamtego dnia jakieś flow i taki dobry nastrój pt. dziś mogę wszystko, co nie często mi się zdarza. Bo ja jestem bardzo krytyczna wobec siebie i zarzucam sobie poprzeczkę aż pod niebo, to wyniosłam z domu rodzinnego wraz z torbą słoików i bezdennym poczuciem lojalności.

Do brzegu Fesiauke. Jak trafiłaś do #ofigirls?

Przeczytałam ogłoszenie i stwierdziłam, że w sumie to chyba spełniam wszystkie wymagania. Ale potem mój wewnętrzny krytyk szepnął stanowczo do ucha- no gdzie tam! Ilu ludzi Ciebie obserwuje, jakie ty masz statystyki dziewczyno? Co taka firma może z Ciebie mieć za pożytek? I ta wewnętrzna walka, rozterka między sercem a rozumem i podszeptem szatana trwała jakieś pół dnia, ale jakoś w przypływie chwili stwierdziłam, że jednak zaryzykuję i napiszę zgłoszenie. Najwyżej ktoś będzie miał dzięki mnie więcej pracy i czytania, może się trochę uśmieje albo westchnie z politowaniem, no trudno. Ryzyk fizyk. I poszło.

Co ja tam napisałam? Chyba nic wielkiego, samą prawdę- kilka zdań o tym kim jestem i co mnie jara w życiu. Nawet wspomniałam, że na ambasadorkę to ja się raczej nie nadaję, ale bardzo chciałam się zgłosić i spróbować swoich sił 😛 Epic fail, mistrz autoreklamy to JA 😀 Ale coś ich urzekło w tej mojej zagmatwanej historii i wybrali mnie z listy rezerwowej!

Dziękuję Ci bardzo O!Figo za kredyt zaufania, za to, że postawiliście na mnie i daliście mi szansę na przygodę życia i rozwój. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna dla obu stron i otworzą się przede mną nowe perspektywy, że się czegoś nowego nauczę, pokonam jakieś swoje słabości, wewnętrznego krytyka i lenia oraz zmotywuję się do poświęcania większej ilości czasu mojemu blogowi.

Bo ja totalnie rozumiem, że współpraca zakłada, że obie strony bardzo się starają, by mieć wymierne korzyści z podjętych działań. Firma liczy na nowych, potencjalnych klientów, którzy wydadzą u nich pieniądze, zakupią produkty z polecenia. Jednocześnie trzyma kciuki, by były to udane zakupy i zadowolony klient powrócił, stał się stałym klientem oraz przyprowadził przy okazji innych ludzi. Fajnie by było gdyby po takiej współpracy nastąpiła jakaś sensowna konwersja i poczyniona inwestycja się zwróciła. Już nie wspomnę o tak podstawowych sprawach jak rzetelne wywiązywanie się z powierzonych zadań i ustaleń, a nie tylko chęć zdobycia darmowych fantów. Dlatego mam nadzieję, że Wasza inwestycja w moją osobę się zwróci 😛 Nie lubię być dłużnikiem ani pasożytem, chcę zapracować na swój i Wasz sukces. W końcu gramy do tej samej bramki.

Czemu ja tu tak słodzę? I czy nie obawiam się, że zaraz dostaniecie mdłości czy cukrzycy? Ano dlatego, że znam temat z drugiej strony jako producentka, przedsiębiorczyni i właścicielka mikro biznesu. Pamiętam jak prawie rok temu ogłosiłam, że zaczynam biznes i będę tworzyć woski zapachowe do kominka oraz pachnące tabliczki. Ledwo wrzuciłam trzy posty na Instagram, jeszcze nawet nie było żadnej oferty, nikt nie wiedział co ja sprzedaję, jak, gdzie i za ile… a moja skrzynka już pękała w szwach. Prośby o darmowe produkty do przetestowania, wysłanie paczki, zostanie twarzą marki itp. Trochę mnie to zbiło z pantałyku… no bo jak to ktoś chce reprezentować mnie i moją firmę, kiedy nawet jeszcze nie wie kim ja jestem i co ja mogę mu od siebie dać? Zresztą takie wiadomości regularnie się zdarzają, czasami śmieszą, czasami wkurzają swą ignorancją, brakiem pokory czy wręcz bezczelnością. Bo wrzucona na skrzynkę „wiadomość” o treści: współpraca? od randomowej osoby, która nawet nie jest moim obserwatorem aż prosi się o natychmiastowe usunięcie. Jednak każdemu staram się przyjrzeć uważnie i kulturalnie podziękować. Większość tych profili to słupy reklamowe co wyrywają sobie z rąk fanty z niesamowitą zajadłością, oby tylko nigdy nie nastąpił dzień BEZ kuriera. Albo dzieci, które mają marzenia na karierę w internecie. Wszystko fajnie, tylko to nie jest moja bajka.

Nie chcę żebyście pomyśleli sobie o mnie, że się wywyższam i czuję, że jestem zbyt dobra dla nich wszystkich. Ale biznes to biznes. Jeśli inwestuję w kogoś swój czas i pieniądze to liczę na jakiś efekt- przypływ obserwatorów, potencjalnych klientów, obserwowanie moich działań i wspieranie, pomoc w promocji, zachęcanie innych do poznania oferty i w efekcie końcowym miło by było, gdyby te wszystkie działania przełożyły się na realne polskie złotówki na moim koncie. Bo rachunki trzeba płacić, surowce kupować, inwestować w rozwój firmy i siebie. A każdy twórca, przedsiębiorca czeka z utęsknieniem na ten dzień finansowego eldorado, gdy w końcu nie musi już dokładać do interesu, bo biznes sam hula i jest się NAD kreską. Tego sobie i Wam życzę 🙂 Bo biznes to nie instytucja charytatywna, a forma zarabiania pieniędzy. Ja jako twórca staram się swoim klientom dawać zawsze coś ekstra- daję siebie, swój czas, wiedzę, edukację, darmowe produkty, dodatki i gratisy do zamówienia, darmową dostawę, reklamę (udostępnienia treści w social mediach) itp. Bo znam ten biznes od dwóch stron- jestem jednocześnie blogerką i producentką dlatego totalnie rozumiem potrzeby i rozterki obu stron.

Zachęcam Was tym wpisem do dyskusji i zrozumienia tematu z obydwu stron medalu. Bądźmy wobec siebie fair i bądźmy wyrozumiali. Jeśli macie jakiś problem z produktem to błagam piszcie najpierw do producenta, spójrzcie też krytycznie na siebie czy przypadkiem nie popełniliście błędu albo nie zastosowaliście się do instrukcji z opakowania itp. zanim rzucicie kamieniem. Moje początkowe recenzje bywały dosyć krytyczne, ale już mocno spokorniałam i trochę zmądrzałam. Od kiedy uczę się robić własne kosmetyki to zaczynam widzieć to co jest pod wodą, nie tylko wierzchołek góry lodowej. Teraz już wychodzę z założenia, że nie ma całkowicie złych produktów, tylko nieodpowiednio dobrane do potrzeb. W każdym opisywanym produkcie staram się znaleźć jakieś pozytywy, nawet jak mi się kompletnie nie sprawdził. Za tymi kosmetykami stoją ludzie, którzy je stworzyli i takie bezpodstawne nazywanie ich pracy bublem zwyczajnie ich boli. Więc jeśli już krytykujemy to argumentujmy. Ostatnio na horyzoncie często pojawiają się jakieś niezrozumiałe dramy, gdy klienci, blogerki, instagramerki nakręcają się wzajemnie i w efekcie następuje pojazd po jakimś produkcie i po firmie. Marki też różnie na to reagują, nie zawsze udaje im się z tych konwersacji wyjść zwycięsko. Takie działania szkodzą nam wszystkim, bo marka traci na zaufaniu i profesjonalizmie, a blogerki tracą na współpracach, bo nie wszyscy mają nerwy ze stali i determinację, by z kamienną twarzą dalej w to brnąć. Klienci są zdezorientowani i błąkają się jak owce- niby kosmetyk im się sprawdza, są zadowoleni, ALE cały internet aż wrze i twierdzi inaczej, więc asekuracyjnie szukają sobie nowych ulubieńców wśród konkurencyjnych produktów.

Wdech. Wydech. Porozmawiajmy spokojnie i podejdźmy do tego z głową, jak dorośli ludzie.

W mojej producenckiej karierze zdarzały się reklamacje, zwroty, niezrozumienie produktu lub jego działania oraz niezadowolenie. Biorę wszystko dzielnie na klatę i rozmawiam z Wami. Zawsze możecie do mnie napisać jeśli macie jakieś pytania czy wątpliwości i postaram się znaleźć rozwiązanie satysfakcjonujące dla obu stron. Liczę na podobne reakcje z Waszej strony.

Dorosłe życie jest już wystarczająco trudne i pogmatwane, by komplikować je sobie jeszcze bardziej na własne życzenie. Zwłaszcza w sprawach, które czasami wymagają tylko napisania jednej wiadomości.

Mam nadzieję, że trochę Wam nakreśliłam temat i skłoni Was to do przemyśleń i bardziej racjonalnych, przemyślanych działań. Nie dajcie się sprowokować, nie ważne po której stronie stoicie. Ja zawsze jestem otwarta na konwersacje i bardzo lubię krytykę, ale KONSTRUKTYWNĄ, bo ona sprawia, że się rozwijam.

Jeszcze tylko na koniec Wam wspomnę o afiliacjach. Od jakiegoś czasu zaczęłam je stosować na swoim blogu. W recenzjach konkretnych produktów macie aktywne linki do kliknięcia, które przenoszą Was do sklepów gdzie możecie zakupić dany kosmetyk albo do wyszukiwarki Ceneo. Jeśli klikniecie w dany link i kupicie coś w danym sklepie to ja dostaję pewien procent zwrotu z dokonanej transakcji. To się nazywa afiliacja. Ja pomagam sklepowi nakierowywać potencjalnych klientów na ich stronę, a w zamian otrzymuję wynagrodzenie pieniężne. Na dzisiejszy dzień jeszcze nic na tym nie zarobiłam, ale może kiedyś to się zmieni 😛

Po co Wam to mówię? Bo chcę być fair i działać transparentnie. Utrzymanie bloga i serwera, abonament do Canvy i programów graficznych kosztuje prawie tysiaka rocznie i chciałabym, aby w przyszłości blog sam na siebie zarabiał. Bo poza samą stroną muszę co jakiś czas zainwestować też w sprzęt- wymienić telefon, komputer, obiektyw do aparatu albo zakupić jakieś książki, ebooki, które pozwalają mi poszerzać swoją wiedzę i dawać Wam coraz większą wartość: lepsze zdjęcia i bardziej wartościowe treści. Dlatego mam prośbę, klikajcie w te linki polecające na końcu artykułów, bo za samo kliknięcie w link i wybranie jakiejkolwiek oferty dostaję jakieś grosze. W skali roku chciałabym w ten sposób nazbierać na utrzymanie strony. Was to nic nie kosztuje, nawet nie musicie nic kupować, by mi się to opłaciło. A dla mnie jest to mega komplement i docenienie mojej pracy 🙂

Ponadto wiem, że już Wam obrzydło to żebranie o serduszka, lajki i udostępnienia czy komentarze. Ale algorytm Facebooka czy Instagrama działa w ten sposób, że im więcej interakcji ma dany profil ze swoimi odbiorcami tym ma lepsze statystyki, posty są bardziej promowane wśród innych treści zalewających internet i oczywiście nas jako twórców bardzo to uszczęśliwia, że nie tworzymy do eteru, tylko prawdziwi, żywi ludzie szanują i doceniają naszą (często nieodpłatną, hobbystyczną) pracę. Dla Ciebie to sekunda roboty, dla nas wielka pomoc. Dlatego kliknij, polub, skomentuj czy jakkolwiek zareaguj na pojawiające się treści.

Oczywiście zachęcam Was również do zapoznania się z ofertą mojej firmy– Manufaktura Lwy Na Gzymsie i zamawiania pachnących cudeniek 🙂

To by było tyle na dzisiaj. Zostawiam Was z masą informacji do przetrawienia, jakby co to zaparzę mięty, żebyście to lepiej znieśli 🙂 Dawajcie znać co o tym sądzicie.

Do usłyszenia!

Buziaki,

moje Lwiaki

:*

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.