Obcięłam końcówki włosów, ledwie 20 cm 😛 Śmiałyśmy się z Dorotą z tego jak głupie 🙂 W końcu nie każdy klient przychodzi i mówi: tnij ile się da! Skoś to siano, kobieto.

Bardzo dobrze się z tym czuję. Pozbyłam się siana- niezdrowych, rozdwojonych i suchych końcówek. Były to jeszcze pozostałości po rozjaśnianiu i wielokrotnym farbowaniu u fryzjera. Wyglądały one tragicznie i mimo usilnych prób ratowania tego co jest, nic nie szło ku lepszemu. Żadna metoda pielęgnacji, ani nowe kosmetyki nie poprawiały ich wyglądu. Nawet nakładanie cassii niewiele dało.
Dojrzałam w końcu do tej decyzji, obcięłam to brzydactwo i jest mi z tym bardzo dobrze. Lepiej mieć krótsze, zdrowe i ładne włosy niż suche siano po kolana.
PRZED

I PO


Minęły już dwa tygodnie od strzyżenia. Zdążyłam kilka razy je umyć, robić włosing i generalnie sprawdzić jak się zachowują. Czuję, że odżyły i zdecydowanie lepiej się prezentują. Każdy kolejny włosing przybliża mnie teraz do good hair day. Włosy nawet po myciu zwykłym szamponem oczyszczającym, bez maseczki czy odżywki, zdrowo wyglądają- błyszczą, mniej odstają i prezentują się naprawdę dobrze.
Zdecydowanie łatwiej jest je czesać- zarówno na sucho jak i na mokro. Nie plączą się i nie tworzą się kołtuny. Nawet po umyciu głowy zwykłym rypaczem bez problemu je rozczesałam. A dziś nakładałam zioła- po nich to czesanie zawsze jest lekko dramatyczne, bo zmywa się je tylko wodą, a włosy są tępe w dotyku i suche. Jednak z niemałym zdziwieniem odkryłam, że nie było tak źle jak dotychczas. Nawet nie musiałam rozdzielać ich na pasma i czesać od dolnych do coraz wyższych partii. Wystarczyło sunąć szczotką od czubka głowy w dół i prawie nic nie wyrwałam.
Pozytywny szok tym razem 😛
Nadal trochę wypadają i podłoga w całym domu jest nimi usiana. Jednak widzę, że są to trochę mniejsze ilości kłaków. Można brać się teraz za hodowlę i zagęszczanie.
A niedługo pokażę efekty po cassii. Podobno daje ona cudowne efekty na świeżo ściętych włosach- wnika w końcówki i je zabezpiecza. Zobaczymy 🙂