Dezodoranty na bazie sody są obecnie bardzo popularne i dostępne w ofercie wielu producentów kosmetyków naturalnych. Pewnie jesteście ciekawi jak się spisują i czy są równie skuteczne co ałun. Do testów zakupiłam kosmetyk La-le o kuszącym zapachu zielonej herbaty. Czy było to jednorazowe kuszenie czy związek na całe życie? Czytajcie, a wszystkiego się dowiecie.

INCI: Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Sodium Bicarbonate, Zea Mays (Corn) Starch, Cera Alba Bee Wax, Parfum
Cena regularna: 120 ml/ 27 PLN (opakowanie szklane); 150 ml/ 25 PLN (opakowanie plastikowe)
Jest to naturalny dezodorant na bazie sody oczyszczonej, którego zadaniem jest pochłanianie brzydkich zapachów i zapobieganie rozwojowi bakterii i mikroorganizmów. Nie jest to antyperspirant, więc po jego zastosowaniu możemy się trochę pocić, ale nie powinniśmy czuć nieprzyjemnego zapachu.
Kosmetyk ten zawiera olej kokosowy i masło shea, które mają nawilżać i pielęgnować skórę. Skrobia kukurydziana nadaje pudrowe i suche wykończenie, a dodatek olejku eterycznego świeży i przyjemny aromat.
To by było tyle jeśli chodzi o teorię. Jak ten produkt wypada w praktyce?

Po pierwsze, chciałabym opowiedzieć o opakowaniu. Dostępne są dwie wersje: plastikowy i szklany słoik. Szkło jest całe dwa złote droższe, ale za to bardziej ekologiczne i lesswaste. To bardzo miłe ze strony producenta, że daje nam wybór- czy chcemy kupić lżejsze i bardziej praktyczne, ale plastikowe pudełko czy szklane, które potencjalnie łatwiej zniszczyć, jest też ono cięższe lecz przyjaźniejsze środowisku. Ja wybrałam szklane, bo z założenia miało być ono stosowane stacjonarnie, w domu, więc nie przeszkadzała mi wyższa cena, waga i uwaga przy użytkowaniu tego kosmetyku.
Sam produkt ma konsystencję tłustego kremu i stosunkowo łatwo aplikuje się na skórze. Po rozsmarowaniu go pod pachami, ta tłustość gdzieś ginie i po chwili dezodorant wysycha tworząc lekką pudrową powłoczkę. Nic się nie lepi i nie przykleja do ubrań. Natomiast resztki kremu pozostałe na dłoni są już dosyć kleiste i trzeba porządnie umyć ręce mydłem, by go zmyć.

Podczas aplikacji kosmetyk ten dobrze się smaruje i ślizga na skórze. Jedyne co mi mocno przeszkadza to spora ilość grudek z sody, które bardzo ciężko jest rozbić i wsmarować w pachy. Czasami jedynym rozwiązaniem jest ręczne wyzbieranie ich po nałożeniu dezodorantu, co jest dosyć upierdliwe. Jeśli grudki są dość liczne, spore i twarde to mogą drażnić i rysować delikatną skórę. Także byłabym ostrożna przy stosowaniu sody u osób z bardzo wrażliwą skórą. Kilka razy podczas używania tego dezodorantu odczuwałam delikatne pieczenie chwilę po aplikacji. I nie zdarzyło się to po pierwszym użyciu, tylko po którymś z kolei. Nie było to połączone w czasie z depilacją. Zdarzało się, że stosowany po goleniu nie drażnił, a w inny dzień odczuwałam dyskomfort. Dziwne i niezrozumiałe dla mnie zjawisko. Czyżby nietolerancja sody?
Dezodorant ma świeży i orzeźwiający zapach zielonej herbaty, z delikatną cytrusową nutką. Po nałożeniu go na skórę czuję się tak rześko i czysto. Aromat nie jest zbyt nachalny i daje dużą przyjemność dla zmysłu węchu. Podoba mi się to jak pachnę zaraz po jego użyciu. Jednakże nie trwa to długo. Po pewnym czasie przyjemną kompozycję zapachową wypiera woń potu i to bardziej intensywna i nieprzyjemna niż bez zastosowania dezodorantu. Nie wiem jak to możliwe. Jestem rozczarowana, bo wiązałam z nim spore nadzieje. I szczerze mówiąc, gdyby nie determinacja, by dać mu szansę i dokonać wiarygodnej oceny, to pewnie bym go nie używała na co dzień.
Ochrona od potu jest niestety bardzo krótkotrwała. W normalny dzień, podczas przeciętnej aktywności i przy niezbyt wysokich temperaturach to jeszcze jakoś daje on radę. Jednakże trwa to średnio 2-3 h, max 6 h. Po tym czasie orzeźwiający zapach i uczucie świeżości ulatniają się bezpowrotnie, a na ich miejscu pojawia się mieszanka olejku eterycznego z potem. Natomiast podczas upałów, zanim na dobre wyjdę z domu, to choćbym przed wyjściem brała prysznic i używała ten kosmetyk, to po chwili spędzonej w pełnym słońcu czuję się oblepiona potem i nieświeża. Intensywny wysiłek i aktywność fizyczna moim zdaniem dyskwalifikują ten dezodorant. Miałam wrażenie, że po jego użyciu i godzinie ćwiczeń śmierdziałam bardziej niż gdybym nic nie zastosowała. Dawał bardzo nieprzyjemne odczucia.
Jeśli chodzi o wydajność, to po miesiącu codziennego stosowania, czasami dwukrotnego, zużyłam może 1/5 opakowania. Dezodorant jest wydajny i wystarczy ilość porównywalna do ziarna fasoli na jednorazowe użycie.

Podsumowując, nie jestem zadowolona z tego zakupu. Nie spełnił on moich podstawowych oczekiwań, a do dezodorantu Bema brakuje mu miliony lat świetlnych. Mogę go jedynie używać w domu, gdy nie muszę wychodzić do ludzi i nie potrzebuję skutecznej ochrony od potu. Mam w planach próbę z dezodorantem na bazie sody innego producenta, by móc stwierdzić czy to sprawka sody samej w sobie czy tego konkretnego produktu.
Jeśli chcesz go przetestować, szukaj tutaj.
Ciekawy kosmetyk 🤔 Ja na razie nie mogę się przekonać do ekologicznych/naturalnych dezodorantów, ale będę nadal próbować 😉
PolubieniePolubienie
Gdybyś nagle zmieniła zdanie, to polecam dezodorant Bema I love bio. Pisałam o nim wcześniej i jest w moim TOP 10.
PolubieniePolubienie
Pingback: SENKARA- Dezodorant bergamota | Lwynagzymsie.com